Dzisiaj opowiem wam o zmartwieniu, które mnie trapi. To coś takiego, co może dotyczyć też innych trzydziesto- i czterdziestolatek. Wydaje mi się, że przegapiłam moment, żeby zaliczyć wpadkę z moim chłopakiem. (Śmiech) Pozwólcie, że wyjaśnię, o co mi chodzi, dobrze? Kilkanaście lat temu, kiedy weszłam w ten etap, że rzeczywiście mogłam zaliczyć wpadkę, zajęłam się tą możliwością na poważnie. Zasięgnęłam informacji, z dużym wyprzedzeniem umówiłam się na wizytę u lekarza i przeczytałam, co tylko się dało. Taki miałam styl działania. Nadal tak robię. Potrafię spędzić trzy godziny, szukając informacji o tym, którą pościel kupić i czytam rzeczy napisane maczkiem na butelkach od szamponu: oto cała ja. Kiedy nadszedł więc czas, miałam wszystko pod kontrolą. Byłam gotowa. I rzeczywiście byłam. Powtarzano mi wiele razy, że źle jest zajść w ciążę w zbyt młodym wieku, że źle jest zajść w ciążę, nie będąc w stałym związku, czy kiedy masz za niski poziom kwasu foliowego we krwi. Słuchałam tego wszystkiego i brałam to na poważnie. Miałam więc wszystko pod kontrolą, ale jako dwudziestolatka byłam bardzo zajęta. Chciałam żyć pełnią życia i zbierałam doświadczenia, żeby dostać się na pierwszy staż, żeby dostać pierwszą pracę, potem drugą, a potem zdać na studia doktoranckie. Dużo się uczyłam, także o samej sobie. Umawiałam się też na randki. Randki ze świetnymi facetami, ale jakoś żaden nie sprawił, że chciałam rzucić wszystko i mieć z nim dziecko. Teraz mam trzydzieści pięć lat i kilka niezłych osiągnięć na koncie. Lubię siebie. Niedługo nawet będę miała tytuł doktora. Ale czasem rozglądam się wokół siebie i myślę: "Zaraz, jeśli mam kiedykolwiek zostać matką, musi to stać się wkrótce". Do tego dochodzi panika, którą sieją media, czasem nawet mają rację. Rzeczywiście istnieje ryzyko, że powyżej pewnego wieku kobieta nie będzie w stanie zajść w ciążę albo że dziecko może urodzić się chore. Ale media także często przesadzają. Skoro jednak istnieje pewne niebezpieczeństwo, myślicie na pewno, że ktoś taki jak ja ma gotowy plan. Ale wcale tak nie jest. Nie jestem pewna, jak się z tym czuję ani jak ma wyglądać taki "plan". Mam założyć konto na portalu randkowym? Może zamrozić jajeczka? Albo kupić dom? Naprawdę nie mam pojęcia. Wiem, że nie jestem jedyna. Wiele kobiet zwleka z zajściem w ciążę albo decyduje się nie mieć dzieci. W 2008 roku średni wiek matki rodzącej pierwsze dziecko wyniósł 25,1 lat. W latach siedemdziesiątych to było 21,4 lat. Tyle miały wtedy średnio kobiety, kiedy decydowały się na pierwsze dziecko. Ponadto w latach siedemdziesiątych 1/100 kobiet rodziła dziecko po 35. roku życia. Teraz - jedna na pięć. Ta zmiana wpływa na wielu ludzi i jest spowodowana wieloma czynnikami. Po pierwsze, mamy teraz antykoncepcję, więc kobiety mają dużo większą kontrolę nas swoją płodnością. Ponadto później i rzadziej wychodzimy za mąż. Ale też więcej kobiet pracuje, więc muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jeśli wezmą urlop macierzyński, to nie zostaną zepchnięte na boczny tor w pracy, albo czy nie dostaną niższych pensji? Wiele kobiet kontynuuje też studia. A jeśli tyle czasu spędza się, starając się uzyskać dyplom, to powstaje inny problem: czy chcę postawić pod znakiem zapytania swoje perspektywy na przyszłość i możliwości kariery, żeby mieć dziecko? A to poważny problem. Chodzi o to, że te powody, dla których kobiety później decydują się na dzieci albo postanawiają wcale ich nie mieć, stanowią tło dla debaty o tym, jakiego wsparcia udzielamy kobietom, które mają dzieci i chcą jednocześnie pracować. Istnieją świetne rozwiązania prawne w tej kwestii, takie jak urlop macierzyński, elastyczny czas pracy czy opieka przedszkolna. Takie rozwiązania istnieją, ale nie wszędzie. A nawet jeśli tak by było, to niekoniecznie zmniejszałyby one pragnienie, żeby nie trzeba było wybierać. A więc istnieje taki skomplikowany zestaw czynników, a kobiety starają się podejmować decyzje, jakoś sobie z tym poradzić, odnaleźć się w tym chaosie informacji. Nawiasem mówiąc, młode kobiety wiedzą sporo o zmaganiach innych kobiet, które decydują się na dziecko i mogą na tym opierać własne wybory. Dlatego nie można się dziwić, że w kwestii posiadania dzieci mają mieszane uczucia. Na dodatek, oprócz tego skomplikowanego zestawu czynników, media pokazują niektóre trzydziestolatki tak, jakby oszalały na punkcie macierzyństwa: "To chodząca macica!" "Szuka za wszelką cenę faceta, żeby mieć z nim dziecko". "Zegar tyka, nadchodzi panika..." Weźmy chociażby biedną Jennifer Aniston! (Śmiech) Mówi się, że trzydziestolatki oszalały na punkcie macierzyństwa a jeśli facet jest w związku z kobietą w tym wieku, musi wziąć pod uwagę jej szaleństwo na punkcie dzieci. W tej sytuacji ja, jako naukowiec, postanowiłam sprawdzić, co mówią badania o tym, co kobiety takie jak ja sądzą o swoim przyszłym macierzyństwie. Jak się do niego odnoszą i jak sobie z nim radzą. Ale wiecie co? Nic o tym nie napisano. Nikt nie robił takich badań. Pisze się dużo o kobietach w ciąży i zmagających się z macierzyństwem, ale nic o tych, które słyszą tykanie zegara biologicznego, o którym tak dużo się mówi. Więc tak naprawdę "obawa przed tykającym zegarem biologicznym" to zwykłe gadanie. Nikt tego nie zbadał. Dlatego też postanowiłam to zmienić. Niedawno napisałam swoją pracę doktorską, do której przebadałam 600 kobiet w wieku od 25 do 40 lat. Pytałam o ich opinie oraz poglądy i o to, jak bardzo martwią się wizją przyszłego macierzyństwa. 600 kobiet, które jeszcze nie mają dzieci. I oto, czego się dowiedziałam. Po pierwsze, kobiety chcą rozmawiać na ten temat. Na początku chciałam przepytać 200 osób i tyle zgłosiło się w ciągu 12 godzin. Kobiety naprawdę chciały brać udział w badaniu. Nie tylko wypełniały całą ankietę, ale odpowiadały też na pytania otwarte, gdzie mogły się rozpisać na temat swoich odczuć. Wszystkie odpowiedziały na nie bardzo szczegółowo. Mój chłopak pomógł mi to wszystko przeczytać. Biedak. A więc odkryłam, że kobiety naprawdę chcą o tym rozmawiać i cieszę się, że mogę to robić. Myślę, że to ważna sprawa, o której powinniśmy więcej mówić. Po drugie, dowiedziałam się, że kobiety naprawdę się martwią. Obawa o przegapienie okna płodności naprawdę istnieje, ale na umiarkowanym poziomie. Martwią się o to, ale też o inne rzeczy: skąd wziąć pieniądze na czynsz, jak zorganizować opiekę nad rodzicami. To jedno z tych zmartwień, które mamy w sobie wszyscy. Nie ma żadnej "obawy przed tykającym zegarem biologicznym". Strach jest na umiarkowanym poziomie. Po trzecie, dowiedziałam się czegoś, co jest bardzo interesujące. Myślałam, że najbardziej zmartwione kwestią płodności będą najstarsze uczestniczki mojego badania, że obawy będą rosły z wiekiem. Ale tak naprawdę wcale tak nie jest. Tak naprawdę największy niepokój wywoływało króciutkie pytanie w ankiecie dotyczące znaczenia macierzyństwa: jak ważną część ich tożsamości ono stanowi, jak bardzo pragną go w swojej przyszłości. To ma sens, prawda? Zamartwiają się kobiety, dla których macierzyństwo ma duże znaczenie. A nie dla wszystkich badanych było ono ważne. I wreszcie, po czwarte, dowiedziałam się, że duży poziom niepokoju związanego z przyszłym macierzyństwem niekoniecznie jest związany z zaburzeniami depresyjnymi czy lękowymi. Nie ma czegoś takiego jak "szaleństwo na punkcie macierzyństwa". To prawda, że kobiety się martwią i że trzeba o tym rozmawiać, ale nie w taki krótkowzroczny sposób, z dyskusją o "tykającym zegarze". Bo ten problem nie dotyczy każdej kobiety w tym samym stopniu. Wiele kobiet nie chce mieć dzieci i należy szanować to tak samo, jak decyzję, żeby zostać matką w wieku młodym czy średnim. Niech każda sama podejmuje decyzje. Najbardziej liczą się wartości wyznawane przez daną kobietę i to, jak podejmuje decyzje dotyczące jej przyszłego macierzyństwa. Ludzie wstępują później w związki małżeńskie, później decydują się na dzieci, podejmują różne decyzje. Nie ma idealnego wieku, w którym należy zajść w ciążę, a kobiety nie powinny podejmować tej decyzji pod presją społeczną. Nikt nie powiedział, że trzeba zajść przed trzydziestką, albo zanim stuknie nam 35 lat. I takich zasad być nie może, bo każda kobieta jest inna. Koniec końców chodzi o to, że nie wolno wmawiać kobietom, że oszalały na punkcie macierzyństwa. Musimy przestać im to mówić. Bo kiedy to robimy, pozbawiamy wartości ich indywidualne przeżycia, i tym samym pozbawiamy wartości typ społeczeństwa, który zbudowaliśmy: społeczeństwo, które pozwala decydować ludziom samym o sobie. To przecież świetna sprawa, i musimy chronić te prawa także dla obecnych trzydziestolatek. Musimy więc mówić o "zegarze biologicznym" w odpowiednim kontekście i przestać bredzić o szalonych jajnikach. Musimy postarać się lepiej wspierać tych, którzy decydują się zostać rodzicami, żeby macierzyństwo nie wydawało się takie straszne i stanowiło racjonalny wybór także dla kogoś, kto robi karierę. Przestańmy gadać o obsesji, żeby zdążyć z dzieckiem, i dołączmy ten temat do ogólnej debaty o kobietach, które "nie chcą wybierać". (Brawa)