Jak to często dziś bywa,
wykonywałam w życiu wiele zawodów
i chociaż były naprawdę różne,
moja pierwsza praca stała się
podstawą dla całej reszty.
Byłam położną asystującą
przy domowych porodach.
Przyjmowanie na świat dzieci nauczyło mnie
wielu cennych i zaskakujących rzeczy.
Na przykład: jak uruchomić
samochód o 2 w nocy
przy dziesięciostopniowym mrozie.
(Śmiech)
Albo jak ocucić ojca,
który zemdlał na widok krwi.
(Śmiech)
Czy jak przeciąć pępowinę,
żeby pępek był ładny.
Ale to nie te rzeczy zapamiętałam,
kiedy przestałam być położną
i zaczęłam pracę w innych zawodach.
To, co zapamiętałam, to silne przekonanie,
że każdy z nas rodzi się
z unikalną wartością.
Gdy patrzyłam na twarz noworodka,
dostrzegałam przebłysk tej wartości,
to bycie sobą bez przepraszania
za swoje istnienie,
tę wyjątkową iskrę.
Używam słowa "dusza",
żeby nazwać tę iskrę,
bo w języku angielskim to jedyne słowo,
które jest tak blisko nazwania tego,
co każde dziecko przynosi na świat.
Każdy noworodek był jak
niepowtarzalny płatek śniegu.
Jedyna taka mieszanka biologii,
pochodzenia i tajemnicy.
Kiedy dziecko dorasta,
zaczyna się utożsamiać z rodziną
i dopasowywać do kultury,
do społeczeństwa oraz do swojej płci.
Zaczyna wtedy chować swoją duszę
warstwa po warstwie.
Tak się właśnie rodzimy,
ale...
(Śmiech)
Ale kiedy dorastamy, wiele nas spotyka
i sprawia, że chcemy...
ukryć autentyczność
i ekscentryczność duszy.
Wszyscy to robimy.
Każdy w tym pokoju jest byłym dzieckiem...
(Śmiech)
z prawami przyrodzonymi.
Jednak jako dorośli tak długo
źle się czuliśmy we własnej skórze,
jakbyśmy mieli ADD:
zaburzenia poziomu autentyczności.
Ale nie te dzieci.
Jeszcze nie.
Ich przekaz brzmiał dla mnie tak:
odkryj swoją duszę
i poszukaj tej iskry
w innych ludziach.
Bo ona ciągle tam jest.
Natomiast od rodzących nauczyłam się,
żeby być otwartą,
nawet gdy jest to bolesne.
Szyjka macicy na co dzień wygląda tak.
To mały mięsień
w trzonie macicy.
Podczas porodu musi rozciągnąć się od...
do...
Au!
Jeśli walczysz z tym bólem,
to sprawiasz go sobie jeszcze więcej
i blokujesz to, co ma się urodzić.
Nigdy nie zapomnę magii tej chwili,
kiedy kobieta przestaje walczyć z bólem
i otwiera się.
Tak jakby siły wszechświata zauważyły to
i wysłały pomoc.
Nigdy nie zapomnę tego przesłania.
Kiedy zdarzają mi się bolesne chwile
w życiu lub w pracy zawodowej,
na początku oczywiście się im opieram,
a potem przypominam sobie
przesłanie matek:
bądź otwarta,
bądź ciekawa.
Zapytaj, co urodzi się z tego bólu.
Coś nowego chce się narodzić.
Jedna ważna rzecz, której się nauczyłam,
pochodzi od Alberta Einsteina.
Nie było go przy żadnym z porodów...
(Śmiech)
ale była to lekcja o czasie.
Pod koniec życia Einstein stwierdził,
że doświadczenie życia
jako kołowrotka dla chomików
jest iluzją.
Biegniemy w kółko coraz szybciej,
próbując gdzieś dotrzeć.
Podczas gdy
pod powierzchnią czasu jest inny wymiar,
gdzie przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość łączą się
i stają czasem głębokim.
Nie ma dokąd pójść.
Einstein nazywał ten stan, wymiar:
"tylko byciem".
Powiedział też, że gdy tego doświadczył,
przeżył strach pomieszany z podziwem.
Gdy przyjmowałam na świat dzieci,
byłam zmuszona opuścić kołowrotek.
Czasem siedziałam całymi dniami,
godzina po godzinie,
jedynie oddychając z przyszłymi rodzicami.
Tylko będąc.
Doświadczyłam sporo tego uczucia.
Oto trzy lekcje, których nauczyło
mnie położnictwo.
Pierwsza: odsłoń swoją duszę.
Druga: gdy sprawy stają się trudne
lub bolesne, pozostań otwarta.
Trzecia: od czasu do czasu
wyjdź z kołowrotka
w głęboki czas.
Czerpałam z tych lekcji przez całe życie,
lecz najbardziej w ostatnich latach,
kiedy podjęłam najważniejszą
jak do tej pory pracę.
Dwa lata temu moja siostra miała nawrót
rzadkiej odmiany raka krwi.
Jedyną możliwością leczenia
był przeszczep szpiku kostnego.
Mimo przeszkód znaleźliśmy dawcę.
Tym dawcą byłam ja.
Mam trzy siostry,
które dowiedziawszy się, że jestem
idealną kandydatką do przeszczepu,
powiedziały: "Serio? Ty?"
(Śmiech)
"Idealna kandydatka?".
Wśród rodzeństwa to typowe.
Między rodzeństwem wiele się dzieje.
Jest miłość i przyjaźń, jest ochrona.
Ale jest też zazdrość,
rywalizacja,
odrzucenie i atak.
To pośród rodzeństwa zaczynamy
gromadzić pierwsze warstwy,
które otaczają naszą duszę.
Kiedy dowiedziałam się,
że mój szpik nadaje się do przeszczepu,
zaczęłam zbierać informacje.
Dowiedziałam się,
jak przebiega przeszczep.
Najpierw cały szpik chorego jest niszczony
potężną dawką chemioterapii,
a potem zastępuje się go
milionami komórek zdrowego szpiku dawcy.
Następnie robi się wszystko,
żeby przeszczep się przyjął.
Dowiedziałam się także,
że przeszczepy są niebezpieczne.
Po prawie śmiercionośnej chemioterapii
na siostrę czekały kolejne wyzwania.
Moje komórki
mogą zaatakować jej ciało,
a jej ciało może odrzucić komórki.
Nazywa się to odrzuceniem przeszczepu
i obydwie sytuacje mogą ją zabić.
Odrzucenie, atak.
Te słowa brzmią znajomo
w kontekście rodzeństwa.
Ja i siostra miałyśmy
długą historię pełną miłości,
ale również odrzucenia i ataku.
Od małych nieporozumień
do większych zdrad.
Nie miałyśmy tej relacji,
w której rozmawia się na głębsze tematy.
Jak to często robią siostry
i osoby w różnych relacjach,
unikałyśmy pełnej szczerości,
odsłaniania ran
lub przyznawania się do błędów.
Jednak gdy dowiedziałam się
o ryzyku odrzucenia bądź ataku,
pomyślałam, że czas to zmienić.
Zostawiłyśmy przeszczep szpiku lekarzom
i skupiłyśmy się na czymś, co potem
nazwałyśmy "przeszczepem szpiku duszy".
Czy gdybyśmy zmierzyły się
z wyrządzonymi sobie krzywdami,
czy zamiast odrzucenia lub ataku...
Czy mogłybyśmy się wysłuchać?
Czy mogłybyśmy sobie przebaczyć?
Stać się jednością?
Czy nasze komórki zrobiłyby wtedy to samo?
By zachęcić sceptyczną siostrę,
sięgnęłam po świętą księgę rodziców,
New Yorker Magazine.
(Śmiech)
Wysłałam jej komiks,
by przekonać ją, dlaczego
powinnyśmy iść do terapeuty
przed pobraniem
i przeszczepieniem szpiku.
Oto on.
"Nigdy mu nie wybaczę tego,
co sobie sama ubzdurałam".
(Śmiech)
Powiedziałam siostrze,
że prawdopodobnie też takie byłyśmy.
Krążyłyśmy wokół zmyślonych historii,
które trzymały nas na dystans.
Powiedziałam jej, że po przeszczepie
w jej żyłach
będzie płynąć moja krew,
wytworzona przez komórki mojego szpiku.
Oraz, że w jądrach tych komórek
będzie moje DNA.
"Będę w tobie pływać do końca życia",
powiedziałam lekko przerażonej siostrze.
(Śmiech)
"Myślę więc, że lepiej
oczyścić nasze relacje".
Kryzys zdrowotny sprawia,
że podejmujemy ryzykowane decyzje
jak odejście z pracy czy skok z samolotu.
W przypadku mojej siostry
była to zgoda na sesje terapeutyczne,
na których dotarłyśmy do samego szpiku.
Wróciłyśmy do historii sprzed lat
i wyobrażeń, jakie miałyśmy o sobie.
Przez winę i wstyd,
aż została sama miłość.
Ludzie mówią, że byłam
dzielna, oddając szpik,
ale ja tak nie myślę.
Dla mnie odważny był
ten drugi zabieg
przeszczepu duchowego.
Całkowite obnażenie się
przed innym człowiekiem.
Odrzucenie dumy i postawy obronnej.
Odsłanianie warstw
oraz dzielenie się delikatnymi duszami.
Przypominałam sobie wtedy
lekcje z bycia położną:
odsłoń swoją duszę.
Otwórz się na to,
co straszne i bolesne.
Szukaj tego, co wywołuje
strach pomieszany z podziwem.
To ja z komórkami szpiku po pobraniu.
Mówią na to "zbiory",
jak na jakąś sielankę z farmy na stół.
(Śmiech)
A zapewniam was, że wygląda to inaczej.
Tutaj moja bardzo dzielna siostra
dostaje moje komórki.
Po przeszczepie zaczęłyśmy
spędzać coraz więcej czasu razem,
jakbyśmy były znów małymi dziewczynkami.
Przeszłość i teraźniejszość połączyły się.
Weszłyśmy w głęboki czas.
Opuściłam kołowrotek życia i pracy,
żeby połączyć się z siostrą
na samotnej wyspie
choroby i leczenia.
Spędziłyśmy miesiące
w izolacji,
zarówno w szpitalu, jak i w jej domu.
Nasze pędzące społeczeństwo
nie wspiera ani nie docenia tej pracy.
Widzimy to jako rozłam
w prawdziwym życiu i ważnej pracy.
Obawiamy się emocjonalnego
wyczerpania i kosztów finansowych.
I tak, koszty finansowe są znaczne.
Ale dostałam zapłatę.
Zapłatę w walucie,
o której społeczeństwo zapomniało.
Zapłacono mi miłością.
Zapłacono mi duszą.
Zapłacono mi siostrą.
Siostra powiedziała, że rok po
przeszczepie był najlepszym w jej życiu.
To było zaskakujące.
Tyle wycierpiała.
Ale powiedziała, że życie
nigdy nie było tak słodkie,
a dzięki odsłonięciu duszy
i mówieniu sobie prawdy
zaczęła w kontaktach z innymi
być bardziej sobą.
Zaczęła mówić to,
co zawsze chciała powiedzieć.
Zaczęła robić to, co zawsze chciała.
Ja również.
Przestałam się tak bać autentyczności.
Mówiłam swoje prawdy,
ale co ważniejsze,
szukałam prawd innych osób.
Trwało to aż do końca tej historii,
kiedy uświadomiłam sobie,
ile nauczyłam się jako położna.
Po najlepszym roku życia mojej siostry
rak powrócił,
ale tym razem lekarze
nie mogli już nic zrobić.
Dawali jej kilka miesięcy życia.
Noc przed śmiercią siostry
usiadłam przy jej łóżku.
Była taka mała i chuda.
Widziałam jak krew
pulsuje w żyłach na jej szyi.
To była moja krew, jej krew, nasza krew.
Wraz z nią umarła część mnie.
Próbowałam to zrozumieć.
Jak to połączenie sprawiło,
że stałyśmy się bardziej sobą,
bardziej zgodnymi z duszą.
Stawianie czoła i otwarcie
na cierpienia z przeszłości
sprawiło, że narodziłyśmy się
dla siebie na nowo.
Wyjście poza ramy czasu sprawiło,
że zostałyśmy połączone na zawsze.
Po siostrze zostało mi wiele rzeczy
i przekażę wam jedną z nich.
Nie musicie czekać
na sytuacje zagrażające życiu,
by oczyścić ważne dla was relacje
oraz zaoferować szpik waszej duszy
lub szukać go u kogoś.
Wszyscy możemy to zrobić.
Możemy być tym pierwszym,
który zdobędzie się na odwagę
i postawi ten pierwszy krok
w kierunku drugiej osoby
i zrobi coś innego
niż dotychczasowe odrzucenie czy atak.
Możemy to zrobić w stosunku do rodzeństwa,
znajomych,
przyjaciół czy kolegów z pracy.
Możemy to uczynić z rozdźwiękiem
i niezgodą, które nas otaczają.
Możemy to uczynić dla duszy świata.
Dziękuję.
(Brawa)